Ludo ergo sum – Pracowity jak gracz (+ bonus)

Od ostatniego odcinka cyklu Ludo ergo sum minęło już ponad dwa miesiące (aż ciśnie się na klawiaturę banalna konstatacja: ależ ten czas prędko płynie), ale oto jest kolejny: tym razem proponuję bliższe spojrzenie na to, kiedy granie zaczyna przypominać pracę oraz dlaczego monotonia, której nie znosimy w życiu, w grach nie zawsze nam przeszkadza. Zapraszam do lektury.

A tytułowym bonusem, do którego lektury również chciałabym zaprosić, jest wywiad, którego udzieliłam Dawidowi Zarazińskiemu. Dawid pracuje w branży internetowej; jest wydawcą Dziennika Turystycznego, współtwórcą projektu PRportal.pl i redaktorem kilku serwisów poświęconych nowym mediom i technologiom. Tematyce tej przygląda się też analitycznym okiem na swoim blogu. Na nim właśnie postanowił zainicjować cykl wywiadów z wybranymi blogerami i ku mojemu zaskoczeniu oraz (przyznaję to bez kokieterii) lekkiemu zawstydzeniu, do pierwszej odsłony zaprosił mnie. Główne tematy wywiadu to blogowanie i blogosfera oraz, jak nietrudno się domyślić, gry.

6 thoughts on “Ludo ergo sum – Pracowity jak gracz (+ bonus)

  1. Przeczytałem wywiad. Serdecznie gratuluję córeczki! :)
    Moja już ma prawie 11 lat. Zasada zasadnicza, bo jakże zasadna: minimum gier – maksimum książek. Nie jestem pewien, czy popiera Pani taki konserwatyzm, ale, dzieląc się doświadczeniem, mogę tylko doradzić podobne rozłożenie akcentów :)

    Serdecznie pozdrawiam
    Olaf Szewczyk

    Polubienie

  2. Dziękuję. Jeśli to prawda, że dziecko uczy się przede wszystkim obserwując rodziców, z zaszczepieniem miłości do książek nie powinno być żadnego problemu. A jeśli chodzi o pozostałe media, w tym gry, nauczenie odpowiedzialnego korzystania jawi się jako spore wyzwanie, ale przyznam, że w pewnym sensie nie mogę się go doczekać :)

    Polubienie

  3. Fajny wywiad, także gratuluję narodzin córki. Ja mam 2,5-letnią i właśnie w zeszłym tygodniu po raz pierwszy sama „zagrała”: Tzn. zabazgrała ekran w Crayon Phisics Deluxe, ale za chwilę nauczyła się zmieniać rolką kolory (ulubiony: ciemna zieleń), potem starała się narysować kółka itd.. No moja krew po prostu ;).
    Poza tym grałem z nią ostatnio chwilę w The Path (wersja „light” – najmłodsza dziewczynka, bez spotykania wilka, ucząc że w lesie można sie zgubić itd. – reakcja córki była świetna), wcześniej przechodziliśmy wiele razy np. Somorost. Ale to raczej ja steruję, a ona komentuje i podpowiada. Na razie.

    A generalnie kieruję się zasadą: Maksimum rzeczy zabawowo pomagających w rozwoju wyobraźni i inteligencji. Korzystając z tej zasady oczywiście nie mogę z małą grać w ponad 95% gier, nawet tych adekwatnych wiekowo, ale też pomijam mnóstwo dostępnych książek i filmów dla dzieci. Oczywiście, że w książkach jest najłatwiej znaleźć coś wartościowego. W grach trzeba czasem naprawdę głęboko kopać, ale perełki się zdarzają. I wtedy korzystam z szansy, że mogę choć trochę ukształtować gust swojego dziecka także w tej dziedzinie.

    Polubienie

  4. Myślę, że z tym akurat sama sobie dasz radę ;). Nie chciałem tu nic doradzać, raczej podzielić się swoimi „eksperymentami” i spojrzeniem na wspólną grę z maluchem.
    I w ogóle sorry za odejscie od głównego tematu wpisu, tak jakoś za Olafem poszedłem.

    Polubienie

  5. Ale ja mówiłam poważnie z tym doradzaniem :) Naczytałam się sporo teorii na temat tego, jak i w co bawić się z dziećmi (również w co grać), ale nie ma to jak doświadczenie: zarówno własne, jak i innych rodziców. Na przykład nie przyszłoby mi raczej na myśl, że dziewczynce w tym wieku może przypaść do gustu The Path czy Somorost – gry w bardzo specyficznym stylu i to tworzone z myślą o dorosłych. Jak tak dalej pójdzie, córeczka może wyrosnąć ci na miłośniczkę surrealizmu i symbolizmu ;) Ale w sumie dlaczego nie, skoro alternatywą są głównie tworzone na jedno kopyto dziecięce gry oparte na popularnych licencjach filmowych.

    Polubienie

Dodaj komentarz