Paris Hilton: The Game, czyli dla odmiany o dziewczynkach

Kiedy poruszany jest temat potencjalnie negatywnego wpływu gier na dzieci, ów „negatywny wpływ” oznacza najczęściej obawę przed skutkami obcowania z obrazami przemocy, a „dzieci” to w zdecydowanej większości chłopcy. Stosunkowo rzadko mówi się natomiast o tym, jaki przekaz niosą ze sobą produkcje skierowane do kilku- i kilkunastoletnich dziewczynek, w których zabijania i okaleczania jest co prawda jak na lekarstwo, ale nie oznacza to, że prezentowane w nich treści nie mogą być dla małych graczek szkodliwe.

Na ten rzadko dostrzegany problem zwrócił niedawno uwagę Michael Abbott, autor bloga The Brainy Gamer. Punktem wyjścia do rozważań o ciemnych stronach niektórych „girl games” uczynił niedawno zapowiedzianą grę na NDS, Drama Queens. Popularność przenośnej konsoli Nintendo w naszym kraju jest, delikatnie mówiąc, niewielka, ale można znaleźć sporo znanych i w Polsce produkcji przeznaczonych na PC (zarówno w wersjach pudełkowych, jak i online), które reprezentują podobny klimat i tematykę. Generalnie chodzi o tonące w różu gry z gatunku szeroko rozumianych symulacji, których bohaterki zajmują się głównie dbaniem o wygląd, zakupami, imprezowaniem, towarzyskimi intrygami i polowaniem na przystojnych chłopców. Zresztą wystarczy obejrzeć trailer wspomnianych Drama Queens, by zyskać obraz tego typu produkcji:

Przekaz, jaki odbiera początkująca graczka za pośrednictwem tego i jemu podobnych tytułów jest jasny: miarą wartości dziewczynki, a potem i kobiety, jest jej uroda, zawartość szafy, popularność, kontakty towarzyskie i mężczyzna, jakiego zdoła usidlić. Prawdopodobnie nie jest to system wartości, jaki chciałaby przekazać swoim córkom większość rodziców, ale ze względu na podobny brak kontroli, wiedzy i zainteresowania, jaki występuje w przypadku produkcji, w które grają chłopcy, mało kto dostrzega tu w ogóle jakikolwiek problem. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że w przeciwieństwie do krwawych strzelanek, którymi fascynują się mali gracze płci męskiej, rzeczone gry skierowane są nie do dorosłych, lecz właśnie do dziewczynek. A skoro przyznana kategoria wiekowa jasno wskazuje, że dana produkcja dozwolona jest od lat siedmiu, to dlaczego doszukiwać się w niej jakichkolwiek niewłaściwych treści? By uspokoić sumienie i poczuć się odpowiedzialnym, wielu rodzicom wystarczy odpowiedni znaczek na pudełku oraz fakt, że gra nie zawiera przemocy.

Oczywiście twierdzenie, że gry tego typu są jedynym źródłem negatywnych wzorców dla dziewczynek, byłoby pewną krótkowzrocznością. One są jedynie kolejnym przejawem zapotrzebowania, które kreowane jest od lat przez ogromny rynek produktów dla dzieci (zabawek, gadżetów, ubrań, seriali, czasopism… polecam przy okazji film dokumentalny Consuming Kids, który obnaża mechanizmy nim rządzące). To między innymi dzięki utrwalanym przez cały ten system zwyczajom konsumpcyjnym zakorzenione w naszej kulturze stereotypy płciowe wciąż mają się dobrze. Przypisywanie określonych atrybutów chłopcom i dziewczynkom zaczyna się już w kołysce; utarło się, że chłopcu wypada sprezentować pościel w samochodziki, a dziewczynce różowe śpioszki i nietakt popełnia ten, kto odważy się postąpić odwrotnie. Lista tego, co wypada, a co nie, wydłuża się z wiekiem dziecka: przedszkolaki już wiedzą, że chłopcy, którzy zainteresują się lalkami, narażają się na kpiny ze strony rówieśników (a nierzadko i dorosłych), a dziewczynki, które od zabawy w dom wolą kopać piłkę i wspinać się na drzewa, zyskują mało pochlebną opinię chłopczycy. W domu od dziewczynek wymaga się pomagania w kuchni i sprzątania, chłopcy mogą co najwyżej brać udział w „męskich” zadaniach, takich jak wbijanie gwoździ czy majstrowanie przy samochodzie. I tak dalej. Zabawki, w tym i gry, odzwierciedlają ten podział i dlatego produkcje dla dziewczynek wyglądają tak, a nie inaczej.

Żeby uniknąć nieporozumień chcę podkreślić, że nie widzę nic złego w grach, w których projektuje się ubrania, przemeblowuje pokoje, stroi zwierzątka, wzdycha do chłopców czy chodzi na zakupy. Same w sobie są to zupełnie nieszkodliwe czynności, którymi – czy chcemy tego, czy nie – interesuje się wiele dziewczynek. Przeniesienie ich zainteresowań do wirtualnego świata nie różni się niczym od stworzenia symulatora jazdy samochodem dla fanów motoryzacji. Chodzi raczej o przekaz, jaki w mniej lub bardziej zawoalowany sposób niosą ze sobą niektóre te gry: bycie ładną, szczupłą, modną i popularną powinno być marzeniem każdej dziewczynki, a zarazem celem, do którego należy dążyć za wszelką cenę (najbardziej groteskowym przykładem takiego przesłania jest chyba gra online Miss Bimbo, o której i u nas głośno było kilkanaście miesięcy temu). I wszystkie inne (ewentualne) życiowe cele, takie jak szeroko rozumiana samorealizacja, powinny być mu podporządkowane.

Nie chcę występować tu bynajmniej w roli eksperta od spraw wychowawczych, bo zdobycie doświadczenia na tym polu jest jeszcze wciąż przede mną. Myślę jednak, że aby dojść do wniosku, jak nie wtłaczać dzieci w płciowe role, wystarczy zmysł obserwacji i pamięć własnego dzieciństwa. Przede wszystkim warto pozwolić dziecku samodzielnie wybrać interesujące go tytuły. Innymi słowy, nie kupować córce gier z Barbie tylko dlatego, że pozostają w kręgu zainteresowań typowej dziewczynki, tylko posłuchać, gdy mówi, że bardziej ciekawią ją na przykład produkcje z serii Lego. I nie martwić się, a tym bardziej nie wyśmiewać, jeśli okaże się, że chce spróbować gatunków kojarzonych powszechnie z rozrywką dla chłopców, jak choćby wyścigi. Ale z drugiej strony nie starać się za wszelką cenę uczynić z dziesięciolatki małej emancypantki – jeśli naprawdę lubi kolor różowy i naprawdę zafascynowana jest modą, dobrze jest zasugerować jej produkcję odpowiadającą upodobaniom, która jednocześnie nie uwłacza inteligencji i jest po prostu dobrą grą. Ważne jest, by kierować się głosem rozsądku i znajomością własnego dziecka, a nie kulturowymi stereotypami, które przypisują płci określone priorytety i zainteresowania.

Michael Abbott pisze, że prędzej pozwoliłby swojej córce zagrać w Far Cry 2 (którą to grę uważa zresztą za wartą pogłębionej refleksji) niż spokojnie patrzeć, jak Drama Queens dokonuje na niej prania mózgu i programuje na zapatrzoną w siebie, konsumpcyjnie nastawioną do życia młodą kobietę. Użyte sformułowania wydawać się mogą przesadnie mocne, ale warto uświadomić sobie, że pozostawienie małej dziewczynki samej sobie z przesłaniem, jakie odbiera za pośrednictwem tego typu gier, może faktycznie wpłynąć na wypaczenie jej obrazu świata i własnego w nim miejsca. Z drugiej strony nie ma co popadać w skrajności i stawiać kategorycznych zakazów. Pozwolę sobie powtórzyć raz jeszcze to, co napisałam w ostatnim wpisie traktującym o obarczaniu mediów winą za agresywne zachowanie dziecka: uważam, że sporadyczny kontakt z treściami o wątpliwej wartości nie będzie katastrofą, o ile towarzyszyć mu będzie dobry kontakt emocjonalny z rodzicami i dostosowane do wieku rozmowy na temat etyki postępowania prowadzone na bazie konkretnych przykładów z mediów, z których korzysta dziecko. Przypuszczam zresztą, że dziewczynka, którą nauczono, na czym naprawdę opiera się wartość człowieka (niezależnie od płci) i której nikt nie próbował narzucić, wokół jakich tematów powinny krążyć jej zainteresowania jako przyszłej kobiety, sama uzna gry pokroju Drama Queens za głupiutkie i niewarte uwagi. A nawet jeśli z ciekawości czy pod wpływem chwilowej dziecięcej mody zechce je sprawdzić, szansa na to, że uczynią z niej małoletnią wersję Paris Hilton, jest znikoma.

6 thoughts on “Paris Hilton: The Game, czyli dla odmiany o dziewczynkach

  1. Widząc takie gry i fragment wspomnianego przez Ciebie filmu uśmiecham się szeroko. Cieszę się, że nie będę miał kłopotu w nawiązaniu kontaktu z moimi dziećmi, a co najważniejsze będę wiedział jak pokazać im takie media. Wydaje mi się, że najlepszą obroną przed tego typu „praniem mózgu” jest poczucie humoru i zachowanie dystansu. Bo choć jestem chłopczykiem to dla jaj jestem w stanie pograć nawet w symulator fryzjera różowych jednorożców, a czemu nie?

    Popieram Twoje zdanie o nienarzucaniu stereotypowych gatunków, bo każdy robi to lubi. Po prostu.

    Polubienie

  2. Wszystko zależy od tego, czy oczekuje się od gier funkcji wychowawczej. I jak silnie mogą one taką funkcję spełniać. Wszyscy rozpryskiwali mózgi po wirtualnych ścianach w dzieciństwie, a później dorastają, mądrzeją, zakładają blogi i piszą o szkodliwości gier na rozwój dziecięcej psychiki. Koło się zamyka.

    Poza tym nie bardzo rozumiem zarzuty o ‚narzucaniu’ stereotypów, kiedy tak naprawdę nie da się zdefiniować, co jest stereotypem, a co nie. Powiedzmy, że ja nie do końca wierzę w to, że te blond blachary przemierzające polskie miasta to produkt tylko i wyłącznie wściekłych mizoginów, tak jak nie wierzę, że dresiarzy skrzywdziło społeczeństwo. Pewne pierwiastki określonych postaw różnią się w człowieku w zależności od płci, a da się je tylko okiełznać. Tylko, że współczesna kontrkultura emancypacji jakoś o tym nie pamięta.

    Abbott jest trochę niepoważny z tym pozwoleniem córce na grę w Far Cry zamiast w wirtualną zabawę lalkami. To wygląda jak jakiś absurdalny pomysł z parodii antyfeministycznej – przez walkę z pewną figurą społeczno-kulturową przewrotnie promuje się tą ‚męską’, jako automatycznie lepszą i bardziej wartościową. Gdzie tu konsekwencja?

    Gra oczywiście idiotyczna, ale nie wygląda mi na szczególnie niebezpieczną, więc nie bardzo rozumiem o co ta burza, szczególnie, że tego typu tytuły ukazują się na rynku od niepamiętnych czasów.

    Polubienie

  3. @ NMX

    Wydaje mi się, że najlepszą obroną przed tego typu “praniem mózgu” jest poczucie humoru i zachowanie dystansu.

    Zgadzam się, ale to funkcjonuje w przypadku dorosłych. Dlatego potrafimy zagrać w symulator fryzjera różowych jednorożców i dobrze się przy tym bawić :) Dzieci nie mają jeszcze tego dystansu – większość rzeczy przyjmują na wiarę i traktują na poważnie. Pamiętam, że gdy głośno było o Miss Bimbo, pojawiały się głosy, że nie ma o co robić wielkiego halo, bo to ma być parodia czy wręcz krytyka pewnego typu kobiet. Dziewięciolatka nie dostrzeże w tym jednak parodii, tylko pewien wzorzec, który kreowany jest na pozytywny i godny naśladowania. A stąd już niewielki krok do jego przejęcia. I tu jest zadanie dla rodziców, by już od najmłodszych lat zaszczepili w dziecku krytyczne spojrzenie i dystans do tego, co lansują media.

    @ tav

    Wszyscy rozpryskiwali mózgi po wirtualnych ścianach w dzieciństwie, a później dorastają, mądrzeją, zakładają blogi i piszą o szkodliwości gier na rozwój dziecięcej psychiki. Koło się zamyka.

    Jedni mądrzeją, inni nie. Wierzę (i to właśnie chciałam tym i poprzednim wpisem przekazać), że ci pierwsi mieli rozsądnych rodziców i/lub inne pozytywne wzorce, z których mogli w trakcie dorastania czerpać.

    Poza tym nie bardzo rozumiem zarzuty o ‘narzucaniu’ stereotypów, kiedy tak naprawdę nie da się zdefiniować, co jest stereotypem, a co nie (…). Pewne pierwiastki określonych postaw różnią się w człowieku w zależności od płci, a da się je tylko okiełznać. Tylko, że współczesna kontrkultura emancypacji jakoś o tym nie pamięta.

    Pełna zgoda. Rzecz w tym, by dać wolność wyboru, bo przecież nie jest tak, że każda dziewczynka ma genetyczne predyspozycje do lubienia różu i lalek. A każda kobieta ma genetyczne predyspozycje do prasowania koszul mężowi. I skoro już o tym mowa, podobnie rzecz ma się z chłopcami i zabawą w wojnę czy mężczyznami i zarabianiem na chleb dla całej rodziny oraz piciem piwa w gronie kumpli przy meczu. A nie zaprzeczysz, że żyjemy w kulturze, która często tak stereotypowo role i zainteresowania płci postrzega.

    Abbott jest trochę niepoważny z tym pozwoleniem córce na grę w Far Cry zamiast w wirtualną zabawę lalkami. To wygląda jak jakiś absurdalny pomysł z parodii antyfeministycznej – przez walkę z pewną figurą społeczno-kulturową przewrotnie promuje się tą ‘męską’, jako automatycznie lepszą i bardziej wartościową. Gdzie tu konsekwencja?

    Myślę, że chyba źle odczytałeś jego intencje (ale o to oczywiście należałoby już spytać jego samego, bo przecież ja też źle mogę je odczytywać). W każdym razie przypuszczam, że pierwiastek „męskości” reprezentowany przez Far Cry nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o zupełnie niezależną od atrybutów płciowych wartość obu gier – FC można traktować według Abbotta jako punkt wyjścia do rozważań o ambiwalencji przemocy i niszczącej siły wojny (i o tym, jak pisze, chciałby z córką potem porozmawiać), Drama Queens to jego zdaniem twór kompletnie pozbawiony wartości (to nie zabawa lalkami – widziałeś trailer?).

    Gra oczywiście idiotyczna, ale nie wygląda mi na szczególnie niebezpieczną, więc nie bardzo rozumiem o co ta burza, szczególnie, że tego typu tytuły ukazują się na rynku od niepamiętnych czasów.

    Nie chodzi właściwie o tę konkretną grę – ona była tylko pretekstem dla Abbotta i dla mnie – co raczej o cały typ, którego jest tylko reprezentantem. To nie do końca tak, że istnieje on na rynku od niepamiętnych czasów – wzorzec kobiety, którego ikoną jest Paris Hilton, jest obecny w szeroko rozumianych produktach rozrywkowych dla dziewczynek dopiero od kilku lat. Nawet stara dobra Barbie, którą też oskarża się (czasem zbyt histerycznie, przyznaję) o lansowanie nieprzystającego do rzeczywistości obrazu kobiety, jawi się na jego tle niewinnie.

    Polubienie

  4. @ Louvette

    „Zgadzam się, ale to funkcjonuje w przypadku dorosłych. Dlatego potrafimy zagrać w symulator fryzjera różowych jednorożców i dobrze się przy tym bawić :) Dzieci nie mają jeszcze tego dystansu – większość rzeczy przyjmują na wiarę i traktują na poważnie…”

    Znam dzieciaki, które już w takim młodym wieku mają „charakterek”. Doskonale korzystają z ironii , sarkazmu i wiedzą jak bawić się tym przytoczonym symulatorem jednorożca. Oczywiście tego krytycyzmu i poczucia humoru nauczyli się od innych (rodziców, starszego rodzeństwa i ich kolegów etc.), co będzie im oczywiście procentowało. Zgadzam się jednak, że istnieje dużo innych „słabszych” dzieciaków, które taką wizję będą brały za pewnik.

    Polubienie

  5. @ louvette

    Jedni mądrzeją, inni nie. Wierzę (i to właśnie chciałam tym i poprzednim wpisem przekazać), że ci pierwsi mieli rozsądnych rodziców i/lub inne pozytywne wzorce, z których mogli w trakcie dorastania czerpać.

    Hmm, tak więc przy braku takowych wzorców chyba najmniejsze znaczenie, w co dziecko gra na boku? Upieram się przy tym, ale od bardzo dawna tkwi we mnie mocny sceptycyzm, co ogromnego akcentowania siły wpływu ‚niebezpiecznych’ gier, filmów, komiksów, które dominuje dzisiaj w modelu wychowawczym. Być może się mylę, ale bardziej skłonny jestem uwierzyć, że sesja w Silent Hill zafunduje raczej dziaciakowi najwyżej bezsenny tydzień, niż zmieni go w mordercę.

    Rzecz w tym, by dać wolność wyboru, bo przecież nie jest tak, że każda dziewczynka ma genetyczne predyspozycje do lubienia różu i lalek. A każda kobieta ma genetyczne predyspozycje do prasowania koszul mężowi. I skoro już o tym mowa, podobnie rzecz ma się z chłopcami i zabawą w wojnę czy mężczyznami i zarabianiem na chleb dla całej rodziny oraz piciem piwa w gronie kumpli przy meczu. A nie zaprzeczysz, że żyjemy w kulturze, która często tak stereotypowo role i zainteresowania płci postrzega.

    Oczywiście 100% racji, zarówno w kwestii wolności wyboru jak i określonych konwencji naszej kultury. Problem tkwi jednak w tym, że współczesna kontrkultura polemizuje ze stereotypami na zasadzie tworzenia własnych klatek, ergo stereotypów, wymyślając z kosmosu (czyli zresztą na podobnej zasadzie jak druga strona barykady), ‚oczywiste’ prawidła i ‚naturalne’ prawa, formułując stwierdzenia niefalsyfikowalne. Tak jest prawie zawsze, a nie powinno tak być. I podobną retorykę wyczułem po części we wpisie. I tyle. Zgadzam się z analizą problemu, ale niekoniecznie z propozycją jego rozwiązania :)

    Myślę, że chyba źle odczytałeś jego intencje (ale o to oczywiście należałoby już spytać jego samego, bo przecież ja też źle mogę je odczytywać). W każdym razie przypuszczam, że pierwiastek “męskości” reprezentowany przez Far Cry nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o zupełnie niezależną od atrybutów płciowych wartość obu gier – FC można traktować według Abbotta jako punkt wyjścia do rozważań o ambiwalencji przemocy i niszczącej siły wojny (i o tym, jak pisze, chciałby z córką potem porozmawiać), Drama Queens to jego zdaniem twór kompletnie pozbawiony wartości (to nie zabawa lalkami – widziałeś trailer?)

    Nie chodziło mi o ‚męskie’ cechy, ale o przemoc. I to raczej tylko w kontekście tego, że Abbott ochoczo zabrania jednej rzeczy, argumentując to złym wpływem na psychikę, a zezwala innej, która w czystej teorii (o co też bym się kłócił, ale Abbott banując Drama Queens sam akceptuje takie założenia i podstawia sobie pod nogi kłodę) również zawiera kontrowersyjne treści. Chyba rozbija się to o kryteria klasyfikacji, tego co niebezpieczne, ale ten przykład z FC2 (w którego nie grałem niestety, więc się o jego wartościach nie wypowiem) trochę dezorientuje i wygląda mi na przesadzony, właśnie w modzie takiego ‚wpajania’ męskości Gdyby zaproponował np. Braid jako alternatywę byłoby ok, a tak sytuacja wydaje się nieco groteskowa.

    Od Drama Queens jest milion lepszych prezentów dla dziecka, ale dziwi mnie nieco wyolbrzymianie tego problemu, bo to jest kategoria raczej durnych kolorowych pisemek niż masowej deprawacji dziatwy. Choć na pewno jest to interesujący punkt wyjścia do dyskusji o redefinicji tabu w dzisiejszej kulturze (nie tylko gier wideo). Jak już wspominałem, raczej nie wierzę, że następne pokolenie Barbie wyhoduje się na grach na DS-a :)

    Polubienie

  6. @ tav

    Najpierw w kwestii formalnej: jeśli chcesz uzyskać kursywę, stosuj znacznik „em”. Taki urok WordPressa, sam się zresztą wkrótce przekonasz :) Ewentualnie do cytatów można używać „blockquote”.

    A do rzeczy:

    Hmm, tak więc przy braku takowych wzorców chyba najmniejsze znaczenie, w co dziecko gra na boku? Upieram się przy tym, ale od bardzo dawna tkwi we mnie mocny sceptycyzm, co ogromnego akcentowania siły wpływu ‘niebezpiecznych’ gier, filmów, komiksów, które dominuje dzisiaj w modelu wychowawczym. Być może się mylę, ale bardziej skłonny jestem uwierzyć, że sesja w Silent Hill zafunduje raczej dziaciakowi najwyżej bezsenny tydzień, niż zmieni go w mordercę.

    Również daleka jestem od demonizowania a priori mediów i ich wpływu na dziecięcą psychikę. To problem zbyt złożony, by zbyć go ulubionym wnioskiem tabloidów i nie tylko „zabił, bo grał w brutalne gry”. Nie będę się zresztą nad tym rozwodzić, bo ciebie ani inne osoby tu zaglądające do tego przekonywać zdaje się nie trzeba :)

    Z drugiej strony uważam jednak, że sugestywność treści i formy, którą charakteryzuje się wiele współczesnych gier, nie pozostaje bez wpływu na dzieci. I od wielu różnych czynników zależy, jaki ten wpływ będzie. Jeśli dziecko jest zdrowe, wzrasta w sprzyjającym prawidłowemu rozwojowi psychospołecznemu środowisku, czuje się bezpieczne, ma mądrych rodziców, różne zainteresowania, dobre kontakty z rówieśnikami itd. – to nawet taki Silent Hill (przy którym sama zresztą miewam ciarki) specjalnej krzywdy mu nie zrobi, co najwyżej, tak jak piszesz, zafunduje parę bezsennych nocy. Ale jeśli mało kto interesuje się jego potrzebami i rozmawia z nim, jeśli komputer traktuje się jak niańkę, jeśli ogólnie dziecko wzrasta w dysfunkcyjnym środowisku, to nieodpowiednie dla wieku treści mogą trafić na podatny grunt i wzmocnić (właśnie wzmocnić, nie spowodować) negatywne zachowania wynikające z takiej nieciekawej sytuacji życiowej.

    Problem tkwi jednak w tym, że współczesna kontrkultura polemizuje ze stereotypami na zasadzie tworzenia własnych klatek, ergo stereotypów, wymyślając z kosmosu (czyli zresztą na podobnej zasadzie jak druga strona barykady), ‘oczywiste’ prawidła i ‘naturalne’ prawa, formułując stwierdzenia niefalsyfikowalne. Tak jest prawie zawsze, a nie powinno tak być. I podobną retorykę wyczułem po części we wpisie. I tyle.

    Nie miałam zupełnie zamiaru wpadać w drugą skrajność polegającą na odmawianiu dziewczynkom prawa do zachowań i zainteresowań uznawanych przez naszą kulturę za właściwe płci kobiecej – jeśli tak wyszło, to zupełnie niechcący i mogę winić jedynie swoje braki w jasnym wyrażaniu myśli :) Zawzięte forsowanie tezy, że płeć jest jedynie konstruktem kulturowym, a nie biologicznym uważam za tak samo ograniczone jak oczekiwanie konkretnych zachowań czy zainteresowań od dzieci (i dorosłych zresztą też) tylko dlatego, że są przedstawicielami danej płci.

    Od Drama Queens jest milion lepszych prezentów dla dziecka, ale dziwi mnie nieco wyolbrzymianie tego problemu, bo to jest kategoria raczej durnych kolorowych pisemek niż masowej deprawacji dziatwy.

    Czy wyolbrzymianie? Raczej zwracanie uwagi na coś, o czym w kontekście gier mówi się rzadko, skupiając się na wpływie przemocy. Nie twierdzę, że gry pokroju Drama Queens czy Miss Bimbo dokonają masowej deprawacji, raczej dołożą cegiełkę do już rozwiniętego rynku produktów dla dzieci promujących taki a nie inny styl życia, który już spowodował, że małe dziewczynki jako wzór do naśladowania wymieniają Dodę czy Jolę Rutowicz.

    Polubienie

Dodaj komentarz